poniedziałek, 22 września 2014

4.

 17:21
Tak bardzo mi wstyd za sobotę...zaczęło się dobrze, a skończyło się na dwóch kubkach lodów. W sumie wyszłam trochę poza 2000cal. Jedyne plusy? Mnóstwo herbaty, wody, ostatni posiłek o 18, a położyłam się dopiero jak poczułam lekkie ssanie w żołądku. W niedziele nie było już tak źle, zmieściłam się w tych 1500cal, chociaż też nie jestem z siebie dumna + trochę ćwiczeń z rana.
Planowo to był tydzień gdzie jeszcze mogłam sobie pozwolić na to 1500cal. Dzisiaj już było lepiej, mimo że na kolacje, czyli przed chwilą wjebałam cała czekoladę, to zmieściłam się w tych 1200cal.



- kawa z mlekiem 2% - 63cal
- banan - 136cal
- trochę soku grejpfruitowego – 25cal

- ¾ miseczki zupy kapuśniak – 116cal
- dwie kromki chleba ciemnego – 180cal
- herbata miętowa

-jogurt jogobella (nie cały) – 117cal
- kromka ciemnego chleba z kremem czekoladowym – 193cal

-11 kostek czekolady – 385cal

1215 cal

Pod względem tego, co zjadłam nie jestem aż tak zadowolona, ale nie jest źle. Wszystko małymi kroczkami.
Plany na resztę dnia? Zero jedzenia (nawet nie czuje już ochoty po tej czekoladzie), litry herbaty. Jadę dzisiaj do siostry, a jutro już do mojego nowego mieszkania, wyjeżdżam na studia oddalone od domu ponad 100km, więc nie będą mnie już kusić domowe obiadki oraz słodycze zakupione przez mame. :) Czuje, że wszystko będzie lepiej, obym tego nie zjebała...

1 komentarz:

  1. Ojojoj, ta czekolada... Rozumiem Cię, ja też kocham czekoladę, zresztą dzisiaj też nie miałam najlepszego dnia... Ale mimo wszystko zmieściłaś się w swoim limicie, gratulacje <3 Trzymaj się Kruszynko :*

    OdpowiedzUsuń