czwartek, 29 stycznia 2015

6. NIE MA TRAGEDII.

Byłam tak zalatana przez ostatnie dni, że nawet nie zapisywałam co jem... I nie zwracałam też uwagi na to CO jem, ale nie było źle. Trochę zdarzało mi się podjadać, jadłam małe porcję, nie wpierdalałam jak świnia...Nie wiem, ale tak jak pisałam - prawdziwa dieta zacznie się po sesji. Chociaż już teraz mam TROCHĘ więcej czasu i TROCHĘ  mniej stresu bo już mnie tak czas nie goni. No i jestem zwolniona z jednego egzaminu, ponieważ dostałam 5 na koniec. :D Więc od dzisiaj już trochę więcej będę mogła poświęcić jedzeniu, chociaż nie oczekuje od razu cudów od siebie... Aha, i dzisiaj idę na nockę. :/


sobota, 24 stycznia 2015

5.

18.17
Skrobnę coś szybko, bo dopiero z roboty wróciłam, a czeka mnie jeszcze wiele nauki...Mam dość, jestem skrajnie wyczerpana tym wszystkim, nie mogę się doczekać ostatniego egzaminu, po którym się w końcu chociaż trochę wyluzuje...
Wczoraj i dzisiaj było:

23.01.2015

- kawa z mlekiem x3 – około 130cal/nie chce mi się dokładnie liczyć
- woda

- jajecznica z dwóch jajek – 200cal
- pół papryki czerwonej – 24cal
- 80ml kefiru naturalnego – no raczej nie więcej niż te 70cal
- 2 małe lyony – 400cal
- plasterek szynki – 16cal
- średnie jabłko – 80cal
- spaghetti bolognese - 430
- 1/3 brokuła małego – 30cal
~1380

24.01.2015
- kawa z mlekiem x2- 90cal
- woda

- spaghetti bolognese 2x - 860
- jabłko – 80cal
- 1/3 brokuła małego - 30
- pół małej paczki czegoś – 150cal

- serek homogenizowany – 160cal
~1370

Jebane lyony, zjadłam je przed kolokwium na raz, przez którym się w chuj stresowałam. -.-
Do idealność mi w chuj daleko, wiem, ale w tym momencie skupiam się głównie wokół nauki, nie jestem w stanie bardziej skupić się na diecie teraz. Jednak do końca sesji postaram się chociaż kontrolować żeby jeść w miarę zdrowo, nie jeść przed snem (to akurat udaje mi się perfekcyjnie o dziwo, ostatni posiłek jem zawsze co najmniej 4-5 godzin przed snem!) no i żeby bilanse nie przekroczyły tych 1500cal, bo to już jest góra...
Chcę się położyć i nigdy nie wstawać.


piątek, 23 stycznia 2015

Jestem beznadziejna... Nie chciałam pisać tutaj o porażkach, ale w końcu moja silna wola to porażka...

21.01.2015

- kawa z mlekiem x2
- herbata z pokrzywy
- herbata czarna z cytryną x2
- earl grey
- woda

- porcja spaghetti carbonara
- pół paryki czerwonej
- pomarańcza
- ¼ kostki drożdży zalanych wodą
- pół torebki ryżu z sosem pomidorowym
- paczka nic nac’sów…
- serek homogenizowany

22.01.2015

- kawa zmlekiem
- herbata z cytryną
- earl grey
- woda

- małe musli z mlekiem
- porcja spaghetti z sosem bolońskim x2
- dwie garści cheetosów
- mała paczuszka małych, czekoladowych ciasteczek

-  ¾ paczki nic nacs’ów

Dostałam paczkę z jedzeniem od mamy, w której były też przekąski, chipsy itd... A tak dawno takich rzeczy nie jadłam, ponieważ odzwyczaiłam się od nich... Dobra wiadomość? Większości już nie ma, oddałam trochę współlokatorom (a sama wiem, że nie kupię nic z takich rzeczy), a zostały z tej paczki jedynie płatki, jakiś błonnik itd. Źle się z tym czuje, ale wiem że jedyne co mogę zrobić to postarać się aby więcej nie popełniać takich błędów. Od garści chipsów się od razu nie tyje, ale od całej paczki to prawdopodobne. ; D

Jestem kłębkiem nerwów... Nie dość, że na jedyny przedmiot, na którym mam trochę przejebane, nie poszłam dzisiaj to jeszcze mam kolokwium...Ale z ostatniego dostałam 5 więc zaczęłam wierzyć w swoje siły, tak trochę...Nie chcę stać się nadgorliwa. -.-

Tak wyglądać!

środa, 21 stycznia 2015

3.

10.01

Wczoraj było:
-kawa z mlekiem x2
- herbata z pokrzywy
- herbata z cytryną
- woda

- porcja spaghetti carbonara x2
- serek homogenizowany
- kawałek parówki
- łyżka płatków owsianaych w czekoladzie
- ¼ kostki drożdży zalanych wodą

- warzywa na patelnie z ryżem (pół woreczka)

Gdyby nie to podjadanie od współlokatorów i druga porcja spaghetti byłabym zadowolona... Ale dzisiaj zjadłam na śniadanie ostatnią porcję i obiecałam sobie, że więcej nie kupie!
Nie mam pojęcia ile ważę, nie więcej niż te ostanie 67 bo przestałam już tyć (chociaż coś), a ponoć nawet trochę schudłam od pobytu tutaj (niezamierzone). Zwarze się w lutym, po sesji, gdy już będę w domu. Mam nadzieje, że mile się wtedy zaskoczę. :D

Czeka mnie cały dzień nauki i pisania prac, cały jebany dzień... Mimo wszystko, mam dobry humor.

Chciałabym żeby takie spodnie też tak świetnie wyglądały na moich łydkach...Do tego długa droga.

wtorek, 20 stycznia 2015

2.

H&M, przymierzalnia, przymierzam sukienkę. Mój chłopak (??? nie wiem jak go nazwać, ale to chyba najtrafniejsze stwierdzenie, choć nie do końca prawdziwe): Nie jest za szeroka w biodrach? Ja: Tak wyglądają moje biodra, sukienka w żaden sposób ich nie poszerza...(Była z cienkiego materiału i w miarę dopasowana, nie pogrubiała, ale jedynie podkreślała moje wielkie biodra). Oczywiście zaczął się wykręcać. I ja niby jestem taka szczupła, ładna i w ogóle? :D No litości...

Czasem moja zmienność i skrajność nastrojów zadziwia nawet mnie samą.
Po chuj ja się teraz przejmuje, przecież jeszcze wszystko da się naprawić, prawda? Nic nie jest stracone, mimo że w osiągnięcie przeze mnie celu dalej nie wierzę.

Wczoraj po przyjściu z uczelni zjadłam pomarańczko i porcję spaghetti carbonara bez mięsa (moja słabość ostatnio...).

Dzisiaj było:
- kawa z mlekiem x2
- woda

- niewielka porcja spaghetti carbonara (bez mięsa)
- serek homogenizowany waniliowy
- kawałek parówki

W planach mam jeszcze dzisiaj zjeść ryż z warzywami na patelnie, wieczorem jakiś owoc/jogurt/kisiel, zobaczę.

Chciałabym podliczać kalorie i chociaż trochę ćwiczyć, ale zwyczajnie nie mam na to czasu... Zostało mi jeszcze tyle roboty na uczelnie, pocisnęli nas nieźle. Na szczęście nie mam jakichś wielkich zaległości, jestem w MIARĘ dobrą studentką. :D A na przyszły semestr chcę być jeszcze lepsza, we wszystkim! + kupiłam sobie tabletki sesja z kofeiną, żeń-szeniem itd.




poniedziałek, 19 stycznia 2015

1. Back to the nothing.

Boże, jaka ja jestem beznadziejna to się w pale nie mieści...Myślałam, że dam radę normalnie, szczęśliwie żyć bez odchudzania, będąc pogodzoną ze swoim ciałem. Tyle razy próbowałam, potem poddawałam się i tak w kółko... Już od kilku lat miałam nie jedną próbę. NIE UMIEM BYĆ TAK SZCZĘŚLIWA, NIGDY NIE POGODZĘ SIĘ Z MOIM GRUBYM CIELSKIEM. Nigdy mi się nie uda, ten cel jest tak daleko, tyle razy samą siebie zawodziłam, że już nie wierze... Nie wierze w siebie, nie mogę na siebie patrzeć, NIENAWIDZĘ SIĘ, nienawidzę patrzeć na mój ryj, na moje cielsko. Wisienka na torcie moich problemów codziennych. Czy to takie trudne po prostu kontrolować to, co się? Nie rozumiem, ale chcę się dalej starać, mimo że nie mam o co. Nikt mi nie pomoże (nie tylko w tej kwestii, ale to tylko dlatego ponieważ nikt nie potrafi, nie dlatego że nikt nie chce), więc ja sama muszę o siebie zadbać, o swoje szczęście. Bo koniec końców wszyscy zostajemy sami ze sobą, więc musimy zadbać głównie o siebie, nie tyle o swoje szczęście, ale o to by jakoś się znosić chociażby... A ja tak bardzo się nienawidzę. Mam ochotę walić się po ryju, taka jestem beznadziejna i żałosna...
Durna dziewucha myśli, że jest lepsza od wszystkich a tak naprawdę jest nikim. To takie smutne...
Przeszłam długą drogę od tego kim byłam, jednak to  jeszcze za mało. O wiele za mało bym chociaż polubiła samą siebie.
Moje myśli to w tej chwili jeden wielki chaos, dzień już fatalny a to dopiero 13:23...Najchętniej zostałabym w domu i poużalała się nad sobą, ale muszę jechać na zajęcia i zdawać tematy. Nie mam siły dziś już na nic, albo się publicznie rozpłaczę albo wyjebie komuś w ryj...
Potrzebuje miejsca, gdzie mogę być sobą w pełni, niczego nie ukrywać przed nikim. To chyba to miejsce, i nie chcę już więcej uciekać, nawet gdy będę ponosiła porażkę za porażką, przynajmniej będę szczera ze sobą. Od teraz żadnych usprawiedliwień.

Bilans do teraz:
- kawa z mlekiem i słodzikiem x2

- banan
- (obiad na mieście) - surówka, mały kotlet wieprzowy, ziemniaki (których zjadłam niecałe 2/3, resztę oddałam)

Przylezę z zajęć pod wieczór i zjem tylko pomarańczo, resztkę jogurtu naturalnego i jeszcze jakiś jeden owoc/jogurt ewentualnie.